Trochę to trwało, ale wreszcie i ja mogę pokazać postępy w tej zabawie. Trudno mówić tu o opóźnieniu ale miały na to wpływ dwie rzeczy. Pierwsza to koszty, ponieważ nie mogę sobie chwilowo pozwolić na kupno, brakujących tudzież wymarzonych materiałów i mulin, musiałam przetrząsnąć posiadane zapasy. Gdy już zdecydowałam się na kolor materiału, okazało się, że haftowanie według mojego widzimisię zajmuje mnóstwo czasu. Dobór kolorów jest nie lada wyzwaniem... dużo szybciej haftuje się według klucza. Poszczególne kolory potrafiłam wypruwać i po trzy razy, bo nie pasowały mi odcienie.... Ehh... gdy już przebrnęłam przez to, przy zakańczaniu nitek pojawił się problem numer dwa. Mianowicie używam kanwy, że tak powiem, dwu kolorowej, gdzieś, kiedyś w jakiejś pasmanterii zakupionej. Z jednej strony ma odcień niebieski a z drugiej granatowy... I tak przy zakańczaniu nitek zaczęło mi się coraz bardziej podobać to co widzę... Co mogłam zrobić? No co? Oczywiście, że wzięłam i wyhaftowałam drugi raz (!) ten sam obrazeczek, ale na ciemniejszym odcieniu... Zresztą, same popatrzcie te są na jaśniejszej stronie:
a te są na ciemniejszej
lepiej jednak te różnice koloru widać tutaj
Te białe kreseczki to padający śnieg, zdjęcia robiłam na zewnątrz, bo w mieszkaniu buro i ponuro...
Muszę przyznać, że na granacie bardziej mi się podoba i tę stronę materiału mam zamiar wykorzystywać do dalszych części obrazka. Zobaczymy co z tego wyjdzie ;-)
Za to, że jesteście - dziękuję Wam :-)