Od dawna te obrazki chciałam zrobić. Wreszcie trafiły na sam szczyt kolejki i teraz na przemian z kotami, psami zajmują każdą odrobinę wolnego czasu jaki uda mi się znaleźć. W pracy od kiedy zwolnili dwie osoby jest taki młyn, że gdy przychodzę do domu to padam na twarz i jest to prawie jedyny wysiłek fizyczny do jakiego ostatnio jestem zdolna ;-) , drugim jest trzymanie igły w palcach ;-) Nie wiem jak długo będę męczyć te maleństwa, ale cieszę się, że początek już mam:
Teraz dopiero widzę, że jakieś krzywe te zdjęcia... ech... ręce drżą i aparatu utrzymać nie mogą... Urlop mi się marzy... albo statyw do aparatu... ;-) Zamiast tego będzie krótki i szalenie intensywny weekend u rodziców na wsi. Ostatnio będąc u nich tarzałam się po ziemi usiłując uwiecznić to cudo:
Warto było się pobrudzić i narazić na bliskie spotkanie z pająkami... brr... No właśnie... nie wiem czy powinnam się przyznawać...
Nie lubię gdy chodzą po mnie pająki i inne robaczki... Bardzo nerwowo i nieobliczalnie reaguję gdy już niestety do takiego kontaktu dojdzie... Podejrzewam, że te biedne owady też niezły szok przeżywają, ale z przykrością stwierdzam, że w takiej sytuacji w ogóle o nich nie myślę... Normalnie staram się im schodzić z drogi, czasem w bezpiecznej odległości je podziwiam, ale żadnych odwiedzin!
I tym zabawnym akcentem kończę dzisiejszy wpis, miłego dnia :-)