Życzę Wam aby jeszcze długo trwały, aby życzliwość, miłość i dobroć jakiej doświadczacie były z Wami każdego dnia.
* * * * *
Mojego Dziadzia nie ma z nami od 13 lat, ale o ile dobrze pamiętam to gdy byłam mała też już nie chodził kolędować. Co roku w Wigilię podczas śpiewania kolęd i pastorałek lubił wspominać jak to kiedyś było. Była ich spora grupa, mieli stroje, przebierali się za trzech króli, Maryję, Józefa, Turonia, Heroda, Śmierć i chodzili po domach z własnym przedstawieniem. Nieodłącznym przedmiotem, który im towarzyszył podczas kolędy była szopka. Szopka własnoręcznie wykonana przez Dziadzia. Nie zachowała się pierwsza, ta którą chcę Wam pokazać powstała w latach 50 a co najmniej 30 przeleżała na strychu u Babci by w tym roku ujrzeć światło dzienne. Miałam bardzo ambitne plany, by w te Święta odmalowana, na nowo przystrojona cieszyła nasze oczy i serca. Niestety nie udało mi się zrealizować tego marzenia, ale może w przyszłym roku...
Szopka jest dosyć duża ma około 80 cm szerokości i metr wysokości. Wykonana jest z desek, pilśni, wieżyczki - to listewki oklejone bibułą. Okienka wycięte w pilśni również były przysłonięte bibułą.
Przez te wycięte drzwiczki Dziadziu wstawiał świeczki. Znalazłam tam ich wypalone resztki :-) Sznurki, które widać miały specjalne zadanie. Dzięki nim szopkę można było nieść na plecach.
Jak widać ozdobiona była sreberkami i opakowaniami z czekolady Wawelu, bibułą, watą... materiałami w miarę łatwo dostępnymi... To było zapewne, któreś z kolei przebranie, zdejmując kolejne warstwy bibuł i sreberek dotarłam do warstwy pierwotnej.
Zastanawiam się czy szopkę odmalować czy raczej obkleić papierami. Chciałabym ją odnowić w kolorach białym, srebrzystym, może granatowym. Mam dylemat i w sumie nie wiem od czego zacząć.
Może Wy macie jakieś pomysły?